Recenzje
Quake Live
Pewnie większość z Was wie już o istnieniu „Quake Live”, bliźniaczo podobnego do Quake III: Arena tytułu free-to-play. Grałem w betę zaraz po jej otwarciu i bawiłem się całkiem nieźle. Niedawno, głodny multiplayerowych wrażeń, wpadłem na pomysł, żeby do gry wrócić. Jaka jest ukończona wersja? Dowiecie się z tej recenzji!
Jeśli ktoś jakimś cudem nie wie o co w tej grze chodzi to już śpieszę wyjaśnić. „Quake Live” jak każda inna gra z tej serii jest strzelaniną FPP. Ta konkretna wersja oferuje wyłącznie rozgrywkę dla wielu graczy z poziomu przeglądarki. Żeby zagrać trzeba jedynie zarejestrować się na quakelive.com, pobrać wtyczkę do przeglądarki oraz poczekać na załadowanie najnowszych aktualizacji (nie zajmuje to dużo czasu).
Quake Live
Najpierw trzeba przejść przez trening, który zakwalifikuje nas do jednej z grup zaawansowania. Jeśli nie czujesz się na siłach grania z najlepszymi to lepiej nie bądź zbyt ambitny. Ja przeszedłem cały praktycznie idealnie i trafiłem do grupy mistrzów. Każdy mecz, który mi wyszukano był prawdziwą bitwą o przetrwanie, gdzie liczy się każdy skok i każda sekunda.
Umiejętne wykorzystywanie skoku jest tu bardzo ważne. Jest to często jedyny sposób, żeby uniknąć trafienia. Popularne rocket-jump’y także bardzo ułatwiają rozgrywkę. Trzeba je nieźle przećwiczyć i przede wszystkim pamiętać, że prawie każdy taki zabiera jakąś część życia. Tempo rozgrywki jest szybkie i nie daje czasu na długie namysły. Większość akcji powinno się wykonywać wręcz machinalnie.
Znajomość map też się przydaje. Jest ich całkiem sporo i opanowanie wszystkich zajmie długie miesiące. Broń, pancerz i różne „dopalacze” leżą na ziemi w różnych miejscach w zależności od lokacji, więc naprawdę warto się zapoznać z ich rozplanowaniem. Bardzo przydatne są także specjalne wyskocznie i teleporty, które pozwalają nam zaskoczyć wroga. Trzeba jednak uważać na lawę, chemikalia i tym podobne świństwa, które zabiorą nam niezły kawałek życia, jeśli w nie wpadniemy. Same mapki są bardzo różnorodne i powalczymy między innymi w: kosmicznych bazach, opuszczonych fortecach, katakumbach oraz wielu ciężkich do określenia obiektach.
Quake Live
Arsenał jest na pewno dobrze znany fanom serii. Mamy tu jedną broń do walki w zwarciu, Gauntlet [Piłę] i kilka dystansowych, np. podstawowego, szybkostrzelnego Machineguna czy miotającego pociskami plazmowymi Plasma Guna. Na niektórych mapach można się natknąć także na unikalną broń specjalną, która jest obiektem pożądania większości graczy, więc radziłbym się nią szybko zaopiekować.
Przeczytaliście już jak grać. Teraz przedstawię Wam tryby gry. Jest ich 5: Free for all [FFA], Capture the flag [CTF], Clan Arena [CA], Team Deathmatch [TDM] oraz Duel. Pierwszy to oczywiście najzwyklejsza sieczka, podczas której każdy stara się zabić każdego. Kto zdobędzie najwięcej punktów (zdobywa się je za likwidowanie oponentów, traci za samobójstwo) wygrywa. CTF to klasyczna zabawa z flagami. Każda drużyna ma jedną w bazie i, żeby zapunktować, musi zdobyć flagę drugiej drużyny jednocześnie chroniąc swoją. CA jest świetne dla graczy lubiących drużynową, taktyczną rozgrywkę. Dwie grupy po ośmiu walczą ze sobą aż jedna całkowicie padnie. TDM to zwyczajna rozgrywka drużynowa, wygrywa ten team, który zabije większą liczbę oponentów. Duel zapewnia rozgrywkę bardziej prywatną. 1vs1, gra się po kilka rund, a wygrywa oczywiście ten, który więcej razy zabił, a mniej dał się unicestwić.
Jeśli o stronę techniczną chodzi to nie ma co tu dużo mówić. Grafika robiłaby wrażenie maksymalnie na początku XXI wieku, ale trzeba przyznać, że tekstury doszlifowano dzięki czemu dzisiaj nie kole w oczy tak bardzo. Zresztą pozostał „quakearenowy feeling”. Dźwięk tworzą głównie strzały, stękanie postaci i głos komentatora ze słynnymi wstawkami typu „MONSTER KILLL!”. Jeśli ktoś lubi wsłuchiwać się w soundtrack to musi o niego zadbać samemu.
Quake Live
Niestety, „Quake Live” przeszło długą drogę od czasów bety. Wtedy wszystko było darmowe: mapy, statystyki, wybór postaci jaką chce się grać. Teraz wprowadzono dwa rodzaje płatnych kont: Premium i Pro. Premium daje dostęp do specjalnych map, można stworzyć dzięki niemu własny klan czy zagrać w specjalnym trybie. Pro daje wszystko to co ten poprzedni i jeszcze możliwość zabierania kumpli niepłacących na imprezy Premium oraz możliwość rozpoczynania własnych meczy. W sumie jeszcze nie brzmi to tak słabo, zwłaszcza, że i ceny da się przeboleć. Na szczęście twórcy nie zawiedli nas swoją przedsiębiorczością i dali jeszcze parę głupot utrudniających grę zdziercom, którzy ani myślą płacić. Owszem, konto Standard pozwala na wybór postaci. Wszystkich przeciwników widzimy jednak jako takich samych zielonych ludków. Szczytem tej niedorzeczności jest rozgrywka drużynowa, w której to grupa przeciwna jest cała zielona, mimo że kolory poszczególnych teamów to czerwony i niebieski. Bardzo ciekawie się ma też sprawa ze statystykami. Możemy zobaczyć dane o naszych osiągnięciach z ostatnich 28 dni, 6 miesięcy bądź 1 roku, w zależności od rodzaju konta. Miałem nadzieję, że chociaż ta gra uchowa się przed bezsensownymi płatnościami, które też dosyć standardowo chronią przed reklamami.